Kim są ludzie, którzy tak walnie przyczyniają się do szerzenia idei przyjaznych
stosunków między ludźmi i szerzenia postępu technicznego w dziedzinie radia.
Pomyślisz może Czytelniku, że to kasta ludzi specjalnie zaawansowanych technicznie
i, uprzywilejowanych z racji wykiształcenia i pracy zawodowej! — Nie! Nic podobnego.
Wśród /pochylonych nad kluczem telegrafu czy grzebiących lutownicą w czeluściach nadajnika spotkamy
zarówno inżynierów radiowców jak księgowych, uczniów, księży czy robotników. Jedni wyżywają się w
konstruowaniu urządzeń stacyjnych, inni w samotnej pracy na radiostacji. Jednym przychodzi
łatwiej rozgryzanie schematów radiowych, imnym odbiór znaków Morse'a.
I rzeczywiście znam ludzi odbierających telegraf przy tak dużej prędkości nadawania,
przy której bezwładność słuchu innych zlewa pojedyncze kropki i kreski w jeden ciągły ton.
Ale nie trzeba być znowu takim asem, by zostać przyjętym w grono amatorów.
Jest zwyczaj, ze w jaikim tempie zawołasz, w takim Ci się odpowiada.
A krótkofalowcy z całym pietyzmem przestrzegają utartych przepisów uprzejmości.
Krótkofalarstwo bowiem to gra,w której nie może być ludzi nie przestrzegających
zasad
„fair play". W języku krótkofalarskim istnieje nawet pewne określenie ducha uczciwości
pod nazwą
„haim spirit". Każda łączność radiowa to wystąpienie na miedzynairodowej arenie,
na której nie można w żadnym wypadku przynieść wstydu ojczystej organizacji.
Krótkofalarstwo stwarza szczególnie dla młodzieży piękne pole do popisu i
wyżycia się. Młody nadawca poznaje geografię, ćwiczy słuch, poznaje języki
przechodząc jednocześnie praktyczną lekcję fizyki.
Dziś w dobie szeroko propagowanej automatyki,praktyczne zetknięcie się z podstawami
prądów słabych, elektroniki i zasadami pracy przekaźników to „warunek nieodzowny"
ogólnej politechnizacji społeczeństwa, a w konsekwencji postępu technicznego.
NIE NUDZIĆ UCZĄC
Oto hasło, które powinno przyświecać zarówno pedagogom jak i ludziom
dokształcającym się w zaciszu własnego mieszkania.
Narody, które to zrozumiały wydźwignęły się na przodujące miejsca w rozwoju techniki.
Stany Zjednoczone Ameryki Północnej posiadają 2/3 ogólnej liczby krótkofalowców całego
naszego globu. Ponad 100 firm radiowych nastawionych jest na produkcję wyłącznie dla potrzeb ruchu
amatorskiego. Nic dziwnego, że z tej liczby nadawców w dniach mobilizacji w latach
ostatniej wojny światowej z łatwością wybrano telegrafistów do oddziałów łączności.
Nie można milczeniem pominąć faktu, że amatorowi dłubiącemu dzień w dzień od szeregu lat
w przez siebie skonstruowanej aparaturze, w żadnym wypadku nie dorówna absolwent
kursu choćby nawet dwuletniego odbytego w czasie służby wojskowej przed iluś tam laty
i to pod swego rodzaju presją, przymusem. Amator nadawca będący ze swoim nadajnikiem na „ty"
zna jego choroby i jakimś nadzwyczajnym zmysłem „rozumie" eter. To zrozumienie przychodzi
z latarni samo i bez niczyjej pomocy.
Rosną u nas szeregi adeptów sportu krótkofalarskiego. Rosną kluby radiowe, a sprzęt wybrakowany
z fabryk i z demobilu nie jest niszczony, lecz przekazywany Radioklubom Ligi Przyjaciół Żołnierza,
pozwala podnosić poziom techniczny społeczeństwa i szkolić młodych ludzi w okresie przedpoborowym.
Młodzież wyżywając się w radiotechnice omija „Lilianę" i ul. Piotrkowską rozwijając twórczą
inwencję w tej praktycznej lekcji fizyki. Organizacje krótkofalarskie-radioklub,
to prawdziwa szkoła życia społecznego i samorządu, szkoła kształcenia nie tylko technicznego
ale i etyki.
Dziś, w głębi Afryki, w sercu Grenlandii, na najmniejszej wysepce zagubionej na oceanie,
na statku kołysanym przez fale morskie i u nas w mieście miliona wrzecion włókienniczych,
wszędzie znajduje się jakiś amator, którego antena jest cząstką wielkiej międzynarodowej
solidarności ludzkiej.